Psychobiologia,  Rozwój duchowy

Przez chorobę do samopoznania cz. 22. Podsumowanie. Co mam z tą wiedzą zrobić?

Dzisiejszy artkuł jest ostatnią częścią cyklu ,,Przez chorobę do samopoznania”.

Niedawno miałam okazję zapoznać się z książką ,,Przez chorobę do samopoznania” napisaną przez Thorwald Dethlewson i Rudiger Dahlke. Byłam pod ogromnym wrażeniem zarówno jej aktualności jak i trafności spostrzeżeń autorów, zważywszy na fakt, że książka była wydana w 1996 roku. Moim zdaniem pozycja jak najbardziej wpisuje się w nurt Totalnej Biologii/Recal Healing, Psychobiologii czy szeroko rozumianego rozwoju duchowego.

Serdecznie zapraszam do lektury całego cyklu ,,Przez chorobę do samopoznania” odcinki 1-22.

I co ja mam teraz robić?

Po tych wszystkich rozważaniach i próbach nauczenia się, jak należy rozumieć przesłanie symptomów chorobowych, chory musi zastanowić się nad pytaniem:

  • „W jaki sposób ta wiedza może mi pomóc w wyzdrowieniu?
  • ,,Co powinienem teraz robić?”

Nasza odpowiedź brzmi: „Przypatrywać się!”

Zmień sposób postrzegania świata.

W pierwszej chwili to żądanie wydaje się banalne, proste i bezużyteczne. W końcu człowiek chce działać, chce się zmieniać, chce wszystko robić inaczej, a co może zmienić, „przypatrując się”? Tymczasem nasza nieustanna chęć zmian jest jednym z największych niebezpieczeństw, jakie na nas czyhają. W rzeczywistości bowiem nie ma czego zmieniać, z wyjątkiem własnego sposobu widzenia. I dlatego nasze wskazania redukują się do krótkiego: „Przypatrywać się”.

Człowiek żyjący w tym wszechświecie nie może zrobić nic więcej niż nauczyć się patrzeć – ale to właśnie jest najtrudniejsze. Rozwój polega jedynie na zmianie sposobu patrzenia, wszystkie funkcje zewnętrzne są tylko wyrazem nowego spojrzenia. Porównajmy dla przykładu stan rozwoju naszej epoki z epoką średniowiecza. Różnią się one tym, że w międzyczasie nauczyliśmy się dostrzegać określone prawidłowości i możliwości. Istniały one już przed dziesiątkiem tysięcy lat, tyle, że wtedy ich nie zauważano. Człowiek chętnie wyobraża sobie, że tworzy coś nowego, i z dumą opowiada o swoich odczuciach. Nie wie jednak, że może jedynie znajdować, ale nie odkrywać. Wszystkie pomysły i idee już potencjalnie istnieją, tylko potrzebujemy czasu, by je ze sobą zintegrować.

Nikogo ani niczego nie zmienisz, nie uzdrowisz, nie ulepszysz oprócz siebie.

Niezależnie od tego, jak boleśnie zabrzmi to dla wszystkich naprawiaczy świata, trzeba sobie powiedzieć, że na tym świecie nie ma czego poprawiać ani zmieniać, z wyjątkiem własnego sposobu patrzenia. Nawet najbardziej skomplikowane problemy sprowadzają się koniec końców do starej formuły: poznaj samego siebie! Jest to w rzeczywistości tak trudne, że ochoczo rozwijamy wciąż nowe, najbardziej skomplikowane teorie i systemy, aby poznawać i zmieniać innych, swoje otoczenie i istniejące stosunki. Przy takim wysiłku złości nas, gdy te wszystkie napuszone teorie i systemy zostają uznane za niewiele warte i zastąpione prostym pojęciem „samopoznania”. Pojęcie to może się wydawać proste, ale nie jest proste jego urzeczywistnienie.

Jean Gebser pisze: „Koniecznej zmiany świata i ludzkości nie osiągnie się w żadnym wypadku próbami ulepszania świata. Wszyscy, którzy próbują to robić, w rzeczywistości uchylają się od zadania ulepszania samych siebie. Prowadzą zwykłą, ludzką, co prawda, ale zasmucającą grę, żądając od innych tego, czego sami z wygodnictwa nie chcą uczynić. Pozorne sukcesy, jakie osiągają, nie zwalniają ich z odpowiedzialności za zdradę, jakiej dopuścili się nie tylko w stosunku do świata, lecz również do samych siebie”.

Jak mam ulepszyć siebie?

Ulepszenie siebie polega na widzeniu siebie takim, jakim się jest! Poznanie samego siebie nie oznacza poznania swego ja. Ma się ono tak do naszej jaźni jak szklanka wody do oceanu. Nasze ja czyni nas chorymi, jaźń jest zdrowa. Droga do uzdrowienia to droga od ja do jaźni, droga z niewoli ku wolności, z biegunowości do jedności. Jeśli jakiś symptom wskazuje mi, czego (między innymi) brakuje mi do osiągnięcia jedności, muszę się nauczyć dostrzegać to, czego mi brak (mankament) i przyjąć to do mej świadomej psychiki. Dokonując interpretacji symptomów, chcemy skierować spojrzenie na to, czego na ogół się nie dostrzega. Jeśli już raz się to dostrzeże, wystarczy nie spuszczać z tego oka i przypatrywać się temu coraz dokładniej. Jedynie nieustanna i uważna obserwacja zdoła przezwyciężyć opory i rozwinąć tę miłość, która jest konieczna, by zintegrować to, co znalezione. Przypatrywanie się cieniowi oznacza prześwietlenie go.

Masz prawo czuć to co czujesz. Wszystko z Tobą ok.

Całkowicie błędna, choć częsta, jest reakcja polegająca na chęci jak najszybszego pozbycia się zasady odkrytej w symptomie. I tak, na przykład, ktoś, kto wreszcie odkryje swą nieświadomą agresję, może zapytać przerażony: „Jak się pozbyć tej straszliwej agresji?” Odpowiedź brzmi: „Nie pozbywaj się jej – ciesz się, że ona jest!” Niechęć wobec nieświadomych uczuć prowadzi bowiem do powstania cienia i choroby. Uświadomienie sobie agresji uzdrawia. Kto uważa taką postawę za ryzykowną, nie zdaje sobie sprawy, że niedostrzeganie czegoś nie jest tożsame z nieistnieniem tego.

O czym ,,opowiada” symptom?

Zasada nie jest niebezpieczna. Niebezpieczny jest tylko brak równowagi. Każda zasada zostaje zneutralizowana przez swój biegun przeciwny. Dopiero wyizolowana staje się niebezpieczna. Upał sam w sobie jest równie groźny dla życia jak chłód. Wyizolowana łagodność nie jest bynajmniej szlachetniejsza niż wyizolowana surowość. Spokój panuje tylko w warunkach równowagi sił. Zasadnicza różnica między „światem” a „mędrcami” polega na tym, że świat próbuje realizować jeden biegun, a mędrcy preferują środek między biegunami. Kto już raz zrozumiał, że człowiek jest mikrokosmosem, stopniowo pozbędzie się lęku przed odkryciem również w sobie wszystkich zasad.

Jeśli w jakimś symptomie odkryjemy brakującą zasadę, wystarczy polubić ów symptom, gdyż właśnie on urzeczywistnia to, czego nam brak. Ten, kto niecierpliwie czeka, aż miną symptomy, nie zrozumiał istoty sprawy. Każdy opór wywołuje kontrakcję. Symptom zniknie wtedy, gdy stanie się pacjentowi obojętny. Obojętność będzie świadczyć o tym, że pacjent zrozumiał i zaakceptował zasadę manifestującą się w symptomie choroby. A to osiągnąć można jedynie przez „przypatrywanie się”.

Rozwaga i zrozumienie.

Aby uniknąć nieporozumień, należy raz jeszcze wskazać na to, że mówimy tutaj o merytorycznej płaszczyźnie stanu chorobowego, a nie o funkcjonalnej. Pytanie o przyczynę merytoryczną symptomów nie oznacza zakazu stosowania określonych środków funkcjonalnych. Chodzi nam o to, że w warunkach biegunowości powinniśmy alternatywę „albo-albo” zastąpić możliwością „jak również”. A więc w przypadku perforacji żołądka nie zadajemy sobie pytania: „Interpretować czy operować?” Jedno bowiem nie wyklucza drugiego, wręcz przeciwnie – uzupełnia. Sama operacja nie będzie miała sensu, jeśli pacjent nie uświadomi sobie symboliki choroby, ale i symbolika na nic się nie zda, jeśli pacjent umrze. Z drugiej strony nie należy zapominać, że wiele symptomów nie stanowi zagrożenia dla życia, a więc stosowanie środków funkcjonalnych nie jest aż tak pilne.

Uzdrowienie może nastąpić tylko w świadomości.

Środki funkcjonalne, niezależnie od swej skuteczności, nie mają nic wspólnego z uzdrowieniem. Uzdrowienie może nastąpić tylko w świadomości. Od pacjenta zależy, czy zdobędzie się na uczciwość wobec siebie, czy nie. Doświadczenie nauczyło nas sceptycyzmu. Nawet ludzie, którzy przez całe życie starają się osiągnąć wyższy stopień świadomości i poznać samych siebie, są często ślepi na niektóre problemy. Indywidualną sprawą każdego czytelnika pozostaje, na ile zdoła przyswoić sobie to, co wyłożyliśmy w tej książce i odnieść to do siebie. Nieraz człowiek musi się poddać znacznie głębiej sięgającym procesom, aby natknąć się na to, czego początkowo nie chciał dostrzec. Procesy te, pozwalające pokonać własną ślepotę, zwie się dziś psychoterapią.

Odczarowanie psychoterapii.

Uważamy za konieczne skończyć z zadawnionym przesądem, że psychoterapia to metoda leczenia osób z zaburzeniami psychicznymi lub likwidowania symptomów psychicznych. Ten pogląd może od biedy być słuszny w odniesieniu do metod silnie ukierunkowanych na symptomy (np. terapia zaburzeń zachowania), ale z całą pewnością nie może się odnosić do wszystkich kierunków transpersonalnych i zorientowanych na psychologię głębi.

Od początków psychoanalizy psychoterapia jest nastawiona na samopoznanie i uświadomienie nieświadomych treści. Z punktu widzenia psychoterapii nie ma człowieka „tak zdrowego”, żeby psychoterapia nie była mu potrzebna. Psychoterapeuta Erving Polster pisał: „Terapia jest zbyt cenna, aby była zastrzeżona tylko dla chorych”. Ten sam pogląd wyrażamy brutalniej, mówiąc: „Człowiek sam w sobie jest chory”.

Jak się ma Twoja świadomość?

Jedynym dającym się doświadczyć sensem naszej inkarnacji jest rozszerzenie świadomości. Zdumiewające, jak mało ludzie troszczą się o ten jedynie ważny element swego życia. Zakrawa na ironię, ile uwagi poświęcają swemu ciału, które przecież pewnego dnia padnie ofiarą robaków. Powszechnie wiadomo również, że pewnego dnia trzeba będzie pozostawić wszystko (rodzinę, pieniądze, dom, sławę). Jedyne, co przetrwa poza grób, to świadomość, a o nią troszczymy się najmniej. Celem naszego istnienia jest rozszerzenie świadomości, tylko temu podporządkowany jest cały wszechświat.

Różne drogi do samopoznania.

Już od najdawniejszych czasów ludzie próbowali znaleźć środki, które pomogłyby im w rozszerzeniu swej świadomości i w samopoznaniu. Wystarczy pomyśleć o jodze, zen, sufizmie, kabale, magii i innych systemach i ćwiczeniach. Ich metody są różne, ale cel ten sam – osiągnięcie doskonałości i wolności. Psychologia i psychoterapia to najmłodsze dzieci w tym związku, zrodzone z zachodniego, nieukierunkowanego naukowo widzenia świata. Psychologia zaślepiona początkowo arogancją właściwą młodości nie dostrzegała, że zaczęła badać coś, co było znane już dawno, i to o wiele lepiej i dokładniej, tyle, że pod innymi nazwami. Podobnie jednak jak nie sposób pozbawić dziecka jego rozwoju, tak i psychologia musiała zdobyć własne doświadczenia, zanim włączyła się we wspólny nurt wszystkich wielkich nauk o duszy ludzkiej.

Pionierami na tej drodze są psychoterapeuci, gdyż codzienna praktyka koryguje jednostronność teorii szybciej niż statystyka i teoria testów. Dzięki temu psychoterapia stosuje dziś idee i metody zaczerpnięte ze wszystkich kultur, kierunków i epok. Wszędzie trwają wysiłki, aby dokonać nowej syntezy wielu starych i szacownych doświadczeń prowadzących do rozwoju świadomości. Nie powinien nas zniechęcić fakt, że przy takich gwałtownych procesach powstaje również wiele odpadów.

Psychoterapia.

Psychoterapia będzie dla coraz większej liczby ludzi naszych czasów odpowiednim środkiem pomocniczym, umożliwiającym zdobycie doświadczeń z zakresu własnej świadomości i lepsze poznanie samego siebie. Psychoterapia nie tworzy oświeconych, ale tego nie zdoła uczynić żadna technika. Właściwa droga prowadząca do celu jest długa, trudna i dostępna tylko nielicznym. Każdy krok jednak uczyniony w kierunku osiągnięcia wyższego stopnia świadomości oznacza postęp i służy zasadzie rozwoju. Nie należy więc mieć wygórowanych oczekiwań pod adresem psychoterapii, ale z drugiej strony należy uznać fakt, że jest ona dziś jedną z najlepszych metod pozwalających człowiekowi stać się bardziej świadomym i uczciwym.

Terapia reinkarnacyjna.

Omawiając temat psychoterapii, musimy zacząć od metody, którą stosujemy od lat, a która nosi nazwę „terapii reinkarnacyjnej”. Od czasu wprowadzenia tego pojęcia w 1976 roku w mojej książce pt. Das Erlebnis der Wiedergeburt (Przeżycie ponownych narodzin), było ono często używane w stosunku do wszelkich możliwych przedsięwzięć terapeutycznych, co spowodowało, że stało się nieostre i zaczęło wywoływać najrozmaitsze skojarzenia. Z tego powodu uważamy za stosowne powiedzieć parę słów, które bez zbędnych szczegółów wyjaśnią, na czym ta terapia polega.

Wyobrażenia, jakie ma pacjent co do terapii, tylko ją utrudniają. Zamącają prawdę i jasność spojrzenia. Terapia to ryzyko i tak też należy ją traktować. Celem terapii jest wyprowadzenie człowieka ze stanu trwożliwego zesztywnienia i skłonienie go do przemiany. Aby można ją było dostosować do osobowości pacjenta, nie można jej prowadzić według sztywnego schematu. Dlatego też nie możemy podać wielu konkretnych informacji na temat terapii reinkarnacyjnej – my nie mówimy o niej, lecz ją stosujemy. Należy jedynie ubolewać, że tę próżnię informacyjną starają się wypełnić wyobrażeniami, teoriami i poglądami ci, którzy nie mają pojęcia o istocie naszej terapii.

Czym terapia reinkarnacyjna nie jest?

Na podstawie części teoretycznej książki można było wyrobić sobie pogląd, czym między innymi nie jest terapia reinkarnacyjna. Nie szukamy jakichkolwiek przyczyn danego symptomu we wcześniejszym życiu. Terapia ta nie jest przedłużoną w czasie psychoanalizą czy też terapią prakrzyku. Nie wynika z tego jednak, że w terapii reinkarnacyjnej nie stosuje się żadnej techniki stosowanej również w innych rodzajach terapii. Przeciwnie, terapia ta jest bardzo zróżnicowana. W praktyce dopuszcza wiele wypróbowanych już wcześniej technik. Techniczna różnorodność jednak jest tylko arsenałem środków dobrego terapeuty i nie oznacza jeszcze terapii jako takiej. Psychoterapia to coś więcej niż technika stosowana. Dlatego też psychoterapii nie można się w zasadzie wyuczyć. Jej istota wymyka się wszelkim próbom opisania. To wielki błąd, jeśli się wierzy, że wystarczy jedynie dokładnie naśladować zewnętrzny przebieg terapii, aby osiągnąć takie same rezultaty. Formy są nośnikami treści, ale istnieją także puste formy. Psychoterapia – jak każda technika ezoteryczna – szybko zmienia się w farsę, gdy z formy ucieka treść.

Poprzednie wcielenia.

Terapia reinkarnacyjna wywodzi swą nazwę z faktu, że w naszej formie terapii wiele miejsca poświęca się uświadamianiu i przeżywaniu dawnych wcieleń. Ponieważ zajmowanie się poprzednimi wcieleniami dla wielu ludzi ma w sobie coś spektakularnego, nie dostrzegają oni, że uświadamianie sobie wcieleń należy do techniczno-formalnej sfery naszej terapii, a nie jest celem samym dla siebie. Samo przeżywanie wcieleń nie jest żadną terapią-podobnie jak nie jest terapią sam krzyk. Oba te środki można jednak zastosować w terapii. Nie doprowadzamy do uświadomienia sobie wcieleń po to, by się dowiedzieć, kim ktoś był kiedyś, lecz dlatego, że, jak dotychczas, nie mamy lepszego środka, który pomógłby nam osiągnąć cel naszej terapii.
W naszej książce wyłożyliśmy dokładnie, że problem danego człowieka tkwi zawsze w jego cieniu. Spotkanie z cieniem i stopniowe zasymilowanie go jest więc też centralnym punktem każdej terapii reinkarnacyjnej. Nasza technika umożliwia jednak spotkanie z wielkim cieniem karmy, który przysłania cień biograficzny. Konfrontacja z cieniem nie jest sprawą łatwą, ale to jedyna droga, prowadząca koniec końców do uleczenia we właściwym sensie tego słowa. Nie ma potrzeby mówić więcej o spotkaniu z cieniem i o jego integracji, gdyż słowami nie sposób oddać przeżycia głębokiej rzeczywistości duchowej. Inkarnacje dają możliwość – którą trudno byłoby zastąpić innymi technikami – pełnego przeżycia i zintegrowania swego cienia.

Czas, przestrzeń i wcielenia.

Nie przetwarzamy wspomnień, wcielenia przeżywamy jako teraźniejszość. Jest to możliwe, gdyż czas istnieje poza naszą świadomością. Czas jest jedną z możliwości obserwowania tego, co się wokół nas dzieje. Wiemy z fizyki, że czas da się zmienić w przestrzeń – przestrzeń bowiem jest innym sposobem obserwowania łańcucha wydarzeń. Jeśli zastosujemy tę metodę zmiany do następujących po sobie wcieleń, wówczas to, co następowało po sobie, zmieni się we współistnienie. Innymi słowy: czasowy łańcuch życia przekształci się w życia równoczesne, współistniejące w przestrzeni.

Proszę zapamiętać, że przestrzenna interpretacja wcieleń nie jest ani bardziej właściwa, ani bardziej błędna niż model czasowy oba te modele są jak najbardziej prawomocnymi, subiektywnymi kątami widzenia ludzkiej świadomości (por. cząsteczka fal przy świetle). Każda próba przeżycia czegoś równoczesnego w przestrzeni na powrót zmienia przestrzeń w czas. Oto przykład: W jednym pomieszczeniu istnieje możliwość równoczesnego odbierania różnych programów radiowych. Jeśli jednak zechcemy słuchać wszystkich tych programów, natychmiast przestaną one współistnieć, a ustawią się w kolejności. Będziemy nastawiać odbiornik po kolei na różne częstotliwości, a on dostarczy nam poszczególnych programów odpowiadających danej częstotliwości. Zastąpmy teraz przykładowy radioodbiornik świadomością, a otrzymamy wcielenia odpowiadające każdorazowej częstotliwości.

W czasie terapii reinkarnacyjnej doprowadzamy pacjenta do tego, by zrezygnował chwilowo ze swojej dotychczasowej częstotliwości ( = dotychczasowego wcielenia) i „przestroił się” na inną. W tym momencie odezwą się inne wcielenia, które będą mu się wydawały tak samo realne jak życie, z którym dotychczas się identyfikował. Ponieważ „inne życia” lub identyfikacje istnieją paralelnie, można je postrzegać wszystkimi zmysłami. „Program trzeci” nie jest bardziej oddalony niż „pierwszy” czy „drugi”. Wprawdzie w danym momencie możemy słuchać tylko jednego z nich, ale możemy dowolnie przełączać się z programu na program. Podobnie możemy zmieniać „częstotliwość świadomości”.

Podczas terapii reinkarnacyjnej świadomie prowadzimy grę z czasem. Pompujemy niejako czas w poszczególne struktury świadomości, na skutek czego rozdymają się one i stają wyraźnie widoczne. Potem upuszczamy trochę czasu, aby przekonać się, że wszystko wciąż jest tu i teraz. Nieraz słyszy się głosy krytyczne, że terapia reinkarnacyjna jest bezsensownym grzebaniem się w poprzednich wcieleniach, choć przecież należy rozwiązać problemy istniejące tu i teraz. W rzeczywistości to właśnie robimy. Nie znamy żadnej innej terapii, która tak bezkompromisowo wycofywałaby wszystkie płaszczyzny projekcji i przenosiła odpowiedzialność za wszystko na jednostkę.

Terapia ta stara się uruchomić pewien proces psychiczny. To on jest ważny, a nie intelektualne zaszeregowanie lub zinterpretowanie tego, co się dzieje. Na zakończenie tej książki poświęciliśmy nieco uwagi psychoterapii dlatego, że istnieje rozpowszechniony pogląd, iż za pomocą psychoterapii leczy się zaburzenia psychiczne i ich symptomy. Wciąż jeszcze obserwując symptomy czysto somatyczne, rzadko bierze się pod uwagę możliwości psychoterapii. Z naszych doświadczeń wynika natomiast, że właśnie psychoterapia jest jedyną rokującą sukces metodą leczenia cielesnych objawów choroby.

Choroba jako Twój nauczyciel.

Zbyteczne byłoby uzasadnianie teraz tego poglądu. Ten, kto uświadamia sobie, że każdy proces i symptom somatyczny jest wyrazem procesu psychicznego, wie również, że same procesy świadomościowe mogą usunąć problemy, które uzewnętrzniły się w postaci symptomów cielesnych. Nie widzimy żadnych wskazań czy przeciwwskazań dla psychoterapii. Widzimy tylko chorych ludzi, którzy zostają uwolnieni od swoich symptomów. Zadaniem psychoterapii jest pomóc ludziom w tym procesie rozwoju i przemiany. W trakcie terapii sprzymierzamy się z symptomami pacjenta i pomagamy im osiągnąć ich cel – ciało bowiem zawsze ma rację. Medycyna klasyczna robi coś wręcz przeciwnego – sprzymierza się z pacjentem przeciwko symptomowi. My zawsze stoimy po stronie cienia i pomagamy wydobyć go na jaw. Nie walczymy z chorobą i jej symptomami – próbujemy wykorzystać je jako punkt zwrotny w celu wyleczenia pacjenta.

Choroba to wielka szansa człowieka, to cenne dobro. Jest ona osobistym nauczycielem i przewodnikiem na drodze do uzdrowienia. Proponuje nam się różne drogi do tego celu, przeważnie uciążliwe i skomplikowane, ale najczęściej pomija się najprostszą i najbardziej indywidualną: chorobę. Ta droga jednak nie oferuje iluzji i ułudy i dlatego zapewne nie jest popularna. Zarówno w terapii, jak też w tej książce chcemy wyrwać chorobę z ciasnej perspektywy, z której na ogół się na nią patrzy, i unaocznić jej prawdziwe odniesienie do człowieczeństwa. Kto nie uczyni wraz z nami owego kroku w inny system myślenia, zrozumie opacznie wszystkie nasze wypowiedzi. Kto jednak nauczy się traktować chorobę jako drogę, przed tym otworzy się świat nowego poznania. Obcowanie z chorobą nie czyni życia ani łatwiejszym, ani zdrowszym. To raczej my nabieramy odwagi, by uczciwie spojrzeć w oczy konfliktom i problemom biegunowego świata. Staramy się zdemontować iluzje tego świata wrogiego konfliktom, który uważa, że na fundamencie nieuczciwości da się zbudować ziemski raj.

Łączenie przeciwieństw.

Herman Hesse powiedział: „Problemy istnieją nie po to, by je rozwiązywać, są one jedynie biegunami, między którymi wytwarza się napięcie konieczne do życia”. Rozwiązanie leży po tamtej stronie biegunowości, ale aby tam dojść, trzeba zjednoczyć bieguny, pogodzić przeciwieństwa. Ta trudna sztuka łączenia przeciwieństw udaje się tylko tym, którzy poznali oba bieguny. Aby to uczynić; trzeba być gotowym odważnie przeżyć i zintegrować wszystkie bieguny. „Solve et coagola”, mówią stare księgi: rozwiązuj i wiąż. Najpierw musimy nauczyć się rozróżniać, doświadczyć rozbicia i rozdzielenia, zanim odważymy się spróbować zespolenia przeciwieństw. Człowiek musi więc najpierw zagłębić się w biegunowość świata materialnego, w cielesność, chorobę, grzech i winę, by w najciemniejszym mroku duszy i w najgłębszej rozpaczy znaleźć to światełko poznania, które da mu możność ujrzenia swej drogi przez mękę i cierpienia jako sensownej gry, która mu pomoże odnaleźć się tam, gdzie i tak był zawsze: w jedności.

Poznałem i dobro, i zło,
Grzech i cnotę, prawo i bezprawie;
Skazywałem i byłem skazańcem;
Przeszedłem przez narodziny i śmierć,
Radość i cierpienie, niebo i piekło;
i na końcu zrozumiałem,
że jestem we wszystkim
i wszystko jest we mnie.

Hazrat Inayat Khan

,,PRZEZ CHOROBĘ DO SAMOPOZNANIA” Thorwald Dethlewson, Rudiger Dahlke

W kolejnym artykule – Układ ruchu. Symbolika poszczególnych elementów układu ruchu.

Poprzedni odcinek przeczytasz tutaj: https://zgodanatocojest.pl/przez-chorobe-do-samopoznania-cz-21-aids-vs-rak/

Jeżeli uważasz, że zamieszczane przeze mnie treści są ciekawe zostaw proszę komentarz, subskrybuj i poleć znajomym. Będę Ci ogromnie wdzięczna.

Zapraszam na konsultacje indywidualne Kontakt

2 komentarze

Dodaj komentarz

%d bloggers like this: