Psychobiologia,  Rozwój duchowy

Przez chorobę do samopoznania cz. 19. Zaburzenia psychiczne – somatyka i znaczenie.

Symptomy psychiczne.

W tym odcinku chcielibyśmy omówić kilka częstych zaburzeń określanych powszechnie jako zaburzenia „psychiczne”. Określenie to jednak nie jest odpowiednie dla naszych rozważań. W rzeczywistości bowiem nie da się poprowadzić wyraźnej linii oddzielającej symptomy somatyczne od symptomów psychicznych.

Każdy objaw ma pewną treść psychiczną wyrażającą się za pośrednictwem ciała. Lęki i depresje też uzewnętrzniają się w obrębie ciała. Takie somatyczne korelacje dostarczają również psychiatrii klasycznej podstawy do ingerencji farmakologicznej. Łzy pacjenta pogrążonego w depresji nie mają natury bardziej „psychicznej” niż ropa czy biegunka. Rozróżnienie wydaje się uzasadnione co najwyżej w przypadku krańcowych punktów kontinuum, gdy porównuje się wynaturzenie narządów z psychologiczną zmianą osobowości. Im bardziej jednak przesuwamy się od punktów krańcowych ku środkowi, tym trudniej jest nam znaleźć linię podziału. Nawet obserwowanie skrajności nie usprawiedliwia jednak, przy baczniejszym przyjrzeniu się, rozróżnienia między tym, co „somatyczne” a tym, co „psychiczne”, gdyż różnica tkwi jedynie w symbolice. Astma w takim samym stopniu różni się od amputowanej nogi co od schizofrenii. Dzielenie objawów na „somatyczne” i „psychiczne” wprowadza więcej nieporozumień niż porządku.

Treść świadomości ukryta za symptomem.

Nie widzimy potrzeby dokonywania takiego rozróżnienia, gdyż nasza teoria da się zastosować do wszystkich symptomów bez wyjątku. Symptomy mogą wprawdzie posługiwać się najróżnorodniejszymi formalnymi środkami wyrazu, ale wszystkie odwołują się do ciała, za pośrednictwem którego uzewnętrznia się ukryta za danym symptomem treść świadomości. Doświadczenie danego symptomu odbywa się jednak w świadomości, niezależnie od tego, czy będzie to odczuwanie smutku, czy bólu fizycznego. Wszystko, co indywidualne jest symptomem i tylko subiektywna ocena decyduje o tym, czy jesteśmy chorzy, czy zdrowi. Analogicznie rzecz się ma w tak zwanej sferze psychicznej.

Normalność i nienormalność.

W tym wypadku również powinniśmy wyzbyć się przekonania, że istnieje zachowanie normalne i nienormalne. Normalność odnosi się do tego, co występuje często ze statystycznego punktu widzenia i dlatego nie można jej uznać ani za pojęcie klasyfikujące, ani za miernik wartości. Normalność zmniejsza co prawda lęk, ale jest przeszkodą dla indywidualizmu. Obrona normalności to ciężka hipoteka tradycyjnej psychiatrii. Halucynacje nie są ani bardziej nierealne, ani bardziej realne niż każdy inny rodzaj postrzegania. Brak im jedynie aprobaty zbiorowości.

„Chory psychicznie” funkcjonuje według tych samych zasad psychologicznych co wszyscy inni ludzie. Człowiek ogarnięty manią prześladowczą lub lękiem przed urojonymi mordercami przenosi swój własny agresywny cień na otoczenie tak samo jak ci obywatele, którzy domagają się bardziej surowych kar dla przestępców lub boją się terrorystów. Każda projekcja jest urojeniem i dlatego należy sobie zadać pytanie, kiedy to urojenie jest jeszcze normalne, a kiedy już chorobliwe.

Gra świadomości i cienia.

Chory i zdrowy psychicznie stanowią teoretycznie krańcowe punkty pewnego kontinuum, wynikającego z gry świadomości i cienia. W przypadku tak zwanego psychotyka mamy do czynienia z najskrajniejszą formą skutecznego wypierania. Jeśli wszelkie możliwe kanały i obszary, na których można przeżyć cień, zostają zamknięte, następuje wreszcie zmiana dominanty i cień przejmuje całkowicie panowanie nad osobowością. Najczęściej tłumi on przy tym totalnie dominującą dotychczas część świadomości i nadrabia ze zdwojoną energią wszystko to, czego druga część świadomości nie miała dotychczas odwagi przeżyć. W ten sposób zatwardziali moraliści zmieniają się w obscenicznych ekshibicjonistów, natury trwożliwe i delikatne w dzikie, nieokiełznane bestie, a nieśmiali nieudacznicy w ludzi owładniętych manią wielkości.


Psychoza również czyni człowieka uczciwym, gdyż z intensywnością i determinacją wzbudzającą lęk otoczenia nadrabia dotychczasowe zaległości. To rozpaczliwa próba przywrócenia równowagi w jednostronnym życiu, próba, która jednak niesie ze sobą ryzyko permanentnego popadania w skrajności. Trudność znalezienia środka i osiągnięcia równowagi uwidacznia się szczególnie jaskrawo w syndromie maniakalno-depresyjnym.

Zachowanie psychiczne jest wymuszonym urzeczywistnieniem nieprzeżytego cienia.

W psychozie człowiek żyje swoim cieniem. Obłęd od zawsze wzbudzał lęk i poczucie bezradności w otoczeniu chorego, gdyż przypominał o istnieniu ich własnego cienia. Obłąkany otwiera nam drzwi do piekła świadomości, które jest w nas wszystkich. Zwalczanie i tłumienie tych symptomów jest więc, co prawda, zrozumiałe, ale nie rozwiązuje problemu. Zasada tłumienia cienia prowadzi do potężnej jego eksplozji – tłumienie odwraca problem, ale go nie rozwiązuje.

Pierwszym, niezbędnym krokiem w innym kierunku jest i w tym wypadku zrozumienie, że symptom ma swój sens i uzasadnienie. Przyjmując taki punkt wyjścia, można się następnie zastanowić, w jaki sposób skutecznie wesprzeć i ukierunkować symptom.

Tych parę uwag na temat symptomów psychotycznych powinno wystarczyć. Wnikliwsze interpretacje nie na wiele się przydadzą, gdyż psychotyk nie jest otwarty na żadne interpretacje. Jego lęk przed cieniem jest tak duży, że najczęściej dokonuje jego całkowitej projekcji na zewnątrz. Zainteresowany tematem obserwator nie będzie miał kłopotów z interpretacją, jeśli będzie pamiętał o dwóch regułach:

  1. Wszystko to, co pacjent przeżywa na zewnątrz, to projekcje jego cienia (głosy, ataki,
    prześladowania, hipnotyzerzy, mordercze zamiary itd.).
  2. Zachowanie psychiczne jako takie jest wymuszonym urzeczywistnieniem nie przeżytego cienia.

Symptomy psychiczne nie wymagają koniec końców żadnej interpretacji, gdyż wyrażają problem bezpośrednio. Wszystko więc, co można by powiedzieć na temat symptomów psychicznych, zabrzmi banalnie. Mimo to omówimy jeszcze dla przykładu trzy symptomy, gdyż są one bardzo rozpowszechnione i najczęściej zalicza się je do sfery psychicznej: depresję, bezsenność i nałogi.

Depresja.

Depresja jest pojęciem zbiorczym, określającym zespół symptomów sięgających od poczucia przygnębienia i zahamowania popędu aż po tak zwaną depresję endogenną, której towarzyszy całkowita apatia. Z totalnym spowolnieniem wszelkiego rodzaju aktywności i nastrojem smutku idą w parze różne fizyczne symptomy uboczne, jak zmęczenie, zaburzenia snu, brak apetytu, obstrukcja, bóle głowy, kołatanie serca, bóle krzyża, zaburzenia miesiączkowania u kobiet i obniżenie napięcia ciała. Człowieka w depresji nękają poczucie winy i wyrzuty sumienia, bez przerwy stara się on naprawiać swoje błędy. Słowo depresja wywodzi się od łacińskiego czasownika deprimo, co znaczy „przygniatać”, „tłumić”. Rodzi się więc pytanie, przez co człowiek czuje się przygnieciony lub co właściwie tłumi. W odpowiedzi możemy wymienić trzy obszary tematyczne: agresja, ucieczka od odpowiedzialności oraz rezygnacja – samotność – starość – śmierć.

O depresji możesz przeczytać tu: https://zgodanatocojest.pl/depresja-w-ujeciu-psychobiologii

Agresja.

Agresja. Mówiliśmy już wcześniej o tym, że nieuzewnętrzniona agresja zmienia się w ból fizyczny. W uzupełnieniu można dodać, że tłumiona agresja prowadzi w sferze psychicznej do depresji. Zablokowana kieruje się do wewnątrz, czyniąc swego nadawcę odbiorcą. Na konto tłumionej agresji idzie nie tylko poczucie winy, lecz również wiele somatycznych objawów towarzyszących, z którymi łączy się ból. Wspomnieliśmy już w innym miejscu, że agresja jest tylko szczególną formą energii i aktywności życiowej. Ten, kto trwożliwie tłumi swoją agresję, tłumi równocześnie energię i aktywność.

Psychiatrzy starają się zachęcić człowieka ogarniętego depresją do jakiejkolwiek aktywności, ale on odczuwa to jako zagrożenie. Usiłuje za wszelką cenę unikać wszystkiego, co nie znajduje uznania społecznego, próbuje maskować swoje agresywne i destrukcyjne impulsy nienagannym prowadzeniem się. Agresja skierowana na samego siebie znajduje najbardziej spektakularny wyraz w samobójstwie. Jeśli ktoś mówi o zamiarze odebrania sobie życia, należy zawsze zapytać, kogo właściwie chciałby tego życia pozbawić.

Unikanie odpowiedzialności.

Odpowiedzialność. Depresja to – abstrahując od samobójstwa – najbardziej skrajna forma ucieczki od odpowiedzialności. Człowiek w depresji nie działa, lecz wegetuje, bardziej martwy niż żywy. Mimo wzbraniania się przed aktywnym życiem wciąż konfrontuje się z problemem „odpowiedzialności”, tyle, że poprzez poczucie winy. Lęk przed przejęciem odpowiedzialności wysuwa się na pierwszy plan we wszystkich rodzajach depresji, które pojawiają się właśnie wtedy, gdy pacjent ma wkroczyć w nową fazę życia. Jest szczególnie widoczny w depresji połogowej.

Życie i śmierć.

Rezygnacja – samotność – starość – śmierć. Te cztery ściśle ze sobą powiązane pojęcia odnoszą się do najważniejszego, naszym zdaniem, kręgu tematycznego. Pacjent znajdujący się w depresji zostaje siłą zmuszony do konfrontacji z biegunem śmierci. Wszystko, co oznacza życie – ruch, zmiana, kontakty towarzyskie, komunikowanie się z innymi zostaje mu odebrane, natomiast ujawnia się z całą wyrazistością biegun przeciwny: apatia, skostnienie, samotność, myśli o śmierci. Obszar śmierci, dochodzący tak wyraźnie do głosu, jest cieniem tego pacjenta.


Konflikt człowieka pogrążonego w depresji polega na równie dużym lęku przed życiem co przed śmiercią. Życie aktywne niesie ze sobą poczucie winy i odpowiedzialności, a właśnie tego chce on uniknąć. Przejęcie odpowiedzialności oznacza jednak również rezygnację z projekcji i zaakceptowanie własnej samotności. Osobowość depresyjna boi się tego i dlatego potrzebuje ludzi, których mogłaby się uchwycić. Rozstanie z taką osobą, której się uchwyciło lub jej śmierć może często stać się „spustem” wyzwalającym zewnętrzne objawy depresji. Człowiek depresyjny czuje się sam, a nie chce żyć sam ani przejąć na siebie odpowiedzialności. Boi się śmierci i dlatego nie rozumie warunków życia. Depresja czyni uczciwym: uwidacznia niezdolność i do życia, i do śmierci.

Bezsenność.

Bardzo wiele osób cierpi przez dłuższy lub krótszy czas na zaburzenia snu. Równie wiele zażywa tabletki nasenne. Podobnie jak jedzenie i seks sen jest podstawową, instynktowną potrzebą człowieka. Jedną trzecią część naszego życia przesypiamy. Bezpieczne, przytulne, wygodne miejsce do spania ma istotne znaczenie zarówno dla zwierząt, jak i ludzi. Potrafią, mimo zmęczenia, przemierzyć kawał drogi w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca odpoczynku. Zaburzenia snu przejmują nas lękiem, a bezsenność uważamy za jedno z największych zagrożeń. Dobry sen łączy się na ogół z różnymi nawykami – z określonym łóżkiem, określoną pozycją, określoną porą dnia itd. Zakłócenia tych przyzwyczajeń mogą zaburzyć nasz sen.

Sen jest fenomenem jedynym w swoim rodzaju. Wszyscy potrafimy spać, choć nikt nas tego nie uczył, a jednak nie wiemy, jak to się dzieje. Spędzamy jedną trzecią swego życia w tym stanie świadomości, nie wiedząc o nim prawie nic. Tęsknimy za snem, a mimo to nieraz czujemy zagrożenie płynące ze świata snu i marzeń sennych. Chętnie bagatelizujemy owe lęki, mówiąc: „To tylko sen” lub „Sen-mara, Bóg-wiara”. Chcąc być uczciwym wobec siebie, musimy jednak przyznać, że w marzeniach sennych żyjemy i przeżywamy rzeczywistość tak samo realnie, jak to czynimy na jawie. Jeśli się nad tym zastanowimy, możemy wyciągnąć wniosek, że świat naszej świadomości na jawie też jest iluzją, śnieniem, podobnie jak nasze nocne marzenia senne, i że oba te światy istnieją tylko w naszej świadomości.

Każde doświadczenie naszej świadomości jest zawsze jednakowo rzeczywiste.

Skąd bierze się wiara, że nasze życie na jawie jest realniejsze i prawdziwsze niż nasze życie we śnie? Co upoważnia nas do postawienia przed słowem sen słówka tylko? Każde doświadczenie naszej świadomości jest zawsze jednakowo rzeczywiste – niezależnie od tego, czy nazwie się je faktem, marzeniem sennym czy fantazją. Mogłoby być pożyteczną zabawą umysłową takie zmienianie biegunów postrzegania przeżyć na jawie i we śnie, aby wyobrazić sobie, że w marzeniach sennych prowadzimy życie ciągłe, przerywane rytmicznie fazą snu, która odpowiada naszemu życiu codziennemu.

„Wangowi śniło się, że jest motylem. Przysiadał wśród traw i kwiatów. Latał to tu, to tam. Nagle obudził się i nie wiedział już, czy jest Wangiem, który śnił, że jest motylem, czy motylem, któremu śniło się, że jest Wangiem.” Takie zmiany biegunów to dobre ćwiczenie, aby przekonać się, że ani jeden, ani drugi stan nie jest bardziej prawdziwy i bardziej realny. Czuwanie i sen, świadomość na jawie i we śnie są biegunami wzajemnie się równoważącymi. Posługując się analogią, można powiedzieć, że odpowiednikiem dnia i światła jest czuwanie, życie, aktywność, a odpowiednikiem nocy i ciemności – wypoczynek, nieświadomość i śmierć.


Analogie:
jang – jin
męski – żeński
lewa półkula mózgu – prawa półkula mózgu
ogień – woda
dzień – noc
czuwanie – sen
życie – śmierć
dobro – zło
świadomy – nieświadomy
rozum – uczucie
racjonalny – irracjonalny

Porzuć kontrolę i zaśnij.

Zgodnie z tą archetypową analogią mówi się, że sen jest młodszym bratem śmierci. Zasypiając, za każdym razem ćwiczymy się w umieraniu. Zaśnięcie wymaga od nas zapomnienia o wszelkiej kontroli, celowości, aktywności. Wymaga całkowitego oddania się i praufności, zdania się na to, co nieznane. Snu nie da się sprowadzić pod przymusem, siłą woli, wysiłkiem. Każda aktywna chęć zaśnięcia jest najpewniejszą metodą, by nie zasnąć. Nie możemy zrobić nic więcej poza stworzeniem sobie dogodnych warunków i cierpliwie czekać ufając, że to nastąpi, że sen przyjdzie. Nie powinniśmy również śledzić tego procesu – już samo to przeszkodzi nam w zaśnięciu.


Wszystko, czego zażąda od nas sen (i śmierć), nie należy do naszych mocnych stron. Za bardzo tkwimy w biegunie aktywności, zbyt dumni jesteśmy z naszego działania, za bardzo uzależnieni od naszego intelektu i naszej sceptycznej kontroli, aby pozwolić sobie na całkowite oddanie, zaufanie, rozluźnienie. Nie powinniśmy się więc dziwić, że bezsenność (obok bólu głowy!) należy do najczęściej występujących zaburzeń zdrowia naszej cywilizacji.


Nasza kultura, ze względu na swą jednostronność, spowodowała, iż wszystkie kontrbieguny przysparzają nam problemów. Boimy się uczuć, tego, co irracjonalne, nieświadome, cienia, zła, ciemności i śmierci. Kurczowo trzymamy się rozumu i naszej świadomości na jawie i wydaje nam się, że pozwoli nam ona zrozumieć wszystko. A kiedy słyszymy żądanie: „oddać się całkowicie”, wzbiera w nas lęk, gdyż strata wydaje się zbyt duża. Mimo to pragniemy snu i czujemy jego potrzebę. Tak jak noc należy do dnia, tak cień należy do nas, a śmierć do życia. Sen codziennie sprowadza nas na próg między tym, co z tej a tym, co z tamtej strony, prowadzi nas w obszary mroku i cienia naszej duszy, pozwala, byśmy przeżyli w marzeniach sennych to, czego nie przeżywamy na jawie, i przywraca nam równowagę.


Kto cierpi na bezsenność, a ściśle mówiąc, ma kłopoty z zasypianiem, temu trudno wyzbyć się swej świadomej kontroli i powierzyć siebie temu, co nieświadome. Dzisiejszy człowiek prawie nie oddziela dnia od nocy i zabiera swoje myśli i działania w krainę snu. Przedłużamy dzień w noc, dokładnie tak samo, jak chcemy metodami świadomości dziennej analizować ciemne strony naszej duszy. Nie potrafimy świadomie dokonać zmiany biegunów.

Metody na bezsenność.

Człowiek cierpiący na bezsenność powinien przede wszystkim nauczyć się świadomie kończyć dzień, aby całkowicie oddać się nocy i jej prawidłom. Następnie powinien zatroszczyć się o swoje obszary nieświadome, aby odkryć, czego się lęka. Przemijalność i śmierć to dla niego tematy najważniejsze. Brak mu praufności i zdolności do oddania. Za bardzo identyfikuje się z człowiekiem czynu. Z podobnym kręgiem tematów mieliśmy już do czynienia, omawiając orgazm. Sen i orgazm to namiastki śmierci, i ludzie o silnie rozwiniętym ja odczuwają je jako zagrożenie. Dlatego najpewniejszym środkiem nasennym jest pogodzenie się z ciemną stroną życia.

Stare sztuczki, jak na przykład liczenie baranów, są skuteczne tylko dlatego, że wyłączają rozum. Wszelka monotonia nudzi lewą półkulę mózgu i zmusza ją do zaniechania dominacji. Tę prawidłowość wykorzystuje się we wszystkich technikach medytacyjnych. Skoncentrowanie się na jednym punkcie albo na oddechu, powtarzanie mantry albo koanu prowadzi do przełączenia się z lewej półkuli na prawą, z dziennej strony na nocną, z aktywności na bierność. Jeśli komuś ta naturalna zmiana rytmu sprawia trudności, powinien zatroszczyć się o zaniedbany biegun. Tego domaga się występujący u niego symptom. Daje mu mnóstwo czasu na uporanie się z lękami nocnymi. Symptom i w tym wypadku wyzwala uczciwość: wszyscy cierpiący na bezsenność boją się nocy. I słusznie.

Patologiczna senność.

Patologiczna senność z kolei wskazuje na odwrotne problemy. Ten, kto mimo wystarczającej ilości snu ma kłopoty z obudzeniem się i wstawaniem, powinien się zastanowić nad swoim lękiem przed wyzwaniami dnia, przed aktywnością i działaniem. Przebudzenie się i nowy dzień oznaczają ruch, działanie, a co za tym idzie i odpowiedzialność. Jeśli komuś trudno wkroczyć w świadomość dzienną, ucieka w świat marzeń sennych i nieświadomości dzieciństwa, i chce uchylić się przed wyzwaniami i odpowiedzialnością, jakie niesie życie. Określa się to jako ucieczkę w nieświadomość. Zasypianie to namiastka śmierci, przebudzenie – narodzin. Fakt narodzenia i uzyskania świadomości może napawać lękiem w równej mierze co noc i śmierć. Problem tkwi w jednostronności – rozwiązanie to znalezienie środka, równowagi, to zarówno …jak … Dopiero wtedy człowiek będzie mógł pojąć, że narodziny i śmierć to jedno.

Bezsenność powinna skłonić nas do zadania sobie następujących pytań:

  1. Na ile jestem zależny od władzy, samokontroli, rozumu?
  2. Czy potrafię się od wszystkiego oderwać?
  3. Czy mam rozwiniętą umiejętność oddania się i praufności?
  4. Czy martwię się ciemnymi stronami swojej duszy?
  5. Jak duży jest mój lęk przed śmiercią – czy w dostatecznej mierze starałem się z nim uporać?
  6. Patologiczna senność prowokuje do następujących pytań:
  • czy uciekam od aktywności, odpowiedzialności i świadomości?
  • czy żyję w świecie marzeń sennych, bojąc się obudzić w świecie realnym?

Nałogi.

Temat wzmożonej senności prowadzi nasze rozważania bezpośrednio do nałogów, gdyż i w tym przypadku problemem centralnym jest ucieczka. Wszyscy nałogowcy czegoś szukają, ale zbyt szybko zaprzestają poszukiwań i zadowalają się środkiem zastępczym. Poszukiwanie powinno zakończyć się znalezieniem. Rzekł Jezus: „Niech ten, który szuka, nie ustaje w poszukiwaniach, aż znajdzie. I gdy znajdzie, zadrży, a jeśli zadrży, będzie się dziwił i będzie panował nad Pełnią” (Ewangelia św. Tomasza log. 2).


Wszyscy wielcy bohaterowie w mitologii i literaturze czegoś poszukiwali – Odyseusz, Don Kichot, Parsival, Faust- i nie ustawali w swych poszukiwaniach, dopóki nie znaleźli. Poszukiwania narażały ich na niebezpieczeństwa, prowadziły przez chaos, rozpacz i ciemność. Gdy jednak znaleźli to, czego szukali, wszystkie poniesione trudy wydawały się niczym wobec efektu. Każdy człowiek jest tułaczem, który w swej tułaczce przybija do najbardziej osobliwych brzegów duszy – nie powinien jednak nigdzie zakotwiczyć na stałe, lecz dalej szukać, aż znajdzie.

„Szukajcie, a znajdziecie…”

„Szukajcie, a znajdziecie…” – mówi Pismo Święte. Kogo jednak odstraszają próby i niebezpieczeństwa, trudy i bezdroża, staje się człowiekiem uzależnionym. Dokonuje projekcji celu swych poszukiwań na coś, co po drodze już znalazł, i kończy poszukiwania. Wchłania swój cel zastępczy, ale nie czuje się syty. Usiłuje więc uciszyć głód wciąż nowymi porcjami „tego samego” pożywienia zastępczego, nie zauważając przy tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Staje się uzależniony, ale nie przyznaje się, że pomylił cel i że powinien kontynuować poszukiwania. W miejscu zatrzymuje go strach, wygodnictwo i zaślepienie. Każde zatrzymanie się w drodze może uzależnić. Zewsząd słychać głosy syren pragnących zatrzymać wędrowca – uzależnić go.

Co jest Twoim uzależnieniem?

Różne są formy uzależnienia. Powodują je pieniądze, władza, sława, posiadanie, wpływy, wiedza, przyjemności, jedzenie, picie, asceza, wyobrażenia religijne, narkotyki. Cokolwiek by to było, wszystko ma swoje uzasadnienie jako forma doświadczenia i wszystko może stać się środkiem powodującym uzależnienie, jeśli nie potrafimy się od tego oderwać.

Nałóg to przejaw tchórzostwa przed nowymi doświadczeniami. Ten, kto pojmuje swe życie jako podróż i wciąż jest w drodze, nie jest uzależniony, lecz poszukujący. Aby tego doświadczyć, trzeba jednak uznać się za człowieka bezdomnego. Kto wierzy w przywiązanie, już jest uzależniony. Wszyscy mamy swoje środki uzależniające, które odurzają naszą duszę. Nie środek jednak stanowi problem, lecz nasze wygodnictwo. Środek uzależniający ujawnia co najwyżej to, za czym dany człowiek tęskni. Nasze spojrzenie będzie nieco jednostronne, gdy pominiemy w rozważaniach środki akceptowane powszechnie (bogactwo, pracowitość, sukces, wiedza itp.). Tutaj scharakteryzujemy jednak tylko te, które uchodzą powszechnie za patologiczne.

Wilczy apetyt.

Życie to uczenie się. Uczenie to integrowanie i przyjmowanie do świadomości zasad odczuwanych dotychczas jako pozostające na zewnątrz ja. Ciągłe wchłanianie nowego prowadzi do poszerzania świadomości. Można „strawę duchową” zastąpić „strawą materialną”, a to z kolei prowadzi do „poszerzenia ciała”. Nie zaspokojony głód życia przerzuca się na ciało i daje o sobie znać w formie głodu. Tego głodu jednak zaspokoić się nie da, gdyż pustki wewnętrznej nie sposób zapełnić pożywieniem.

Wcześniej mówiliśmy o tym, że miłość to otwieranie się i przyjmowanie. Osoba cierpiąca na żarłoczność przeżywa miłość tylko na poziomie ciała, gdyż nie jest w stanie uczynić tego w swej świadomości. Tęskni za miłością, ale nie otwiera granic swego ja, lecz tylko swoje usta, i pożera, co się da. Rezultat – „otyłość na pocieszenie”. Cierpiący na wilczy apetyt poszukuje miłości, potwierdzenia, uznania – niestety na niewłaściwej płaszczyźnie.

Alkohol.

Alkoholik tęskni za zdrowym, bezkonfliktowym światem. Nie jest to cel niewłaściwy, tyle, że on chciałby go osiągnąć, unikając konfliktów i problemów. Nie jest gotów świadomie uporać się z konfliktowością życia i rozwiązać problemów pracą. Uśmierza je więc, sięgając po alkohol, który daje mu złudzenie, że żyje w zdrowym świecie. Najczęściej alkoholik poszukuje też bliskości drugiego człowieka. Alkohol tworzy jednak karykaturę tej bliskości, likwidując wszelkie zahamowania, zacierając różnice społeczne i umożliwiając szybkie zbratanie się bez prawdziwej głębi i więzi dwojga osób. Sięganie po alkohol jest próbą zaspokojenia potrzeby zdrowego, bezkonfliktowego i braterskiego świata. Wszystko, co stoi na drodze do tego ideału, musi zostać spłukane.

Papierosy.

Palenie papierosów najściślej wiąże się z płucami i drogami oddechowymi. Jak pamiętamy, oddychanie to czynność łącząca się z komunikowaniem, kontaktem i swobodą. Palenie jest próbą stymulowania i zaspokajania tych potrzeb. Papieros zastępuje prawdziwe komunikowanie się i prawdziwą swobodę. Właśnie do tych pragnień człowieka odwołują się reklamy papierosów: wolność kowboja, latanie bez ograniczeń, podróże do dalekich krajów, towarzystwo beztroskich ludzi – wszystkie te tęsknoty naszego ja można uciszyć papierosem. Można zrobić wszystko – w imię czego? Może kobiety, przyjaciela, wolności? Albo też wszystkie te prawdziwe pragnienia zastąpić papierosem, którego dym przysłania nam właściwy cel.

Narkotyki.

Haszysz (marihuana) łączy się z podobnym kręgiem tematycznym co alkohol. Człowiek ucieka od swoich problemów i konfliktów w stany przyjemnego odurzenia. Haszysz pozbawia życie „twardości” i ostrych konturów. Wszystko wydaje się łagodniejsze, a wyzwania oddalają się.

Kokaina i podobne środki pobudzające mają działanie odwrotne. Wzmagają wydajność i tym samym pozwalają łatwiej osiągać sukcesy. Za sięganiem po środki pobudzające kryje się potrzeba „sukcesu, osiągnięć i uznania”, gdyż narkotyk jest tylko jednym ze środków wzmagających siłę tworzenia. Poszukiwanie sukcesu jest zawsze poszukiwaniem miłości. Dlatego na przykład kokaina jest szczególnie rozpowszechniona w branży filmowej i estradowej. Głód miłości jest tutaj specyficznym problemem zawodowym. Artysta tęskni za miłością i ma nadzieję zaspokoić tę tęsknotę przychylnością widzów. (Fakt, że to nie jest możliwe, czyni go z jednej strony coraz lepszym”, z drugiej – coraz bardziej nieszczęśliwym!) Niezależnie od tego, czy sięga po środki pobudzające, czy nie, jego prawdziwym nałogiem jest sukces, który ma mu zastąpić miłość.

Heroina z kolei umożliwia totalną ucieczkę od konfrontacji ze światem, w którym żyjemy.

Środki psychodeliczne (LSD, meskalina, grzyby) należy zdecydowanie oddzielić od narkotyków wyżej wymienionych. Powodem sięgania po nie jest (mniej lub bardziej świadomy) zamiar przeprowadzenia doświadczeń z własną świadomością i przeniesienia się w sferę transcendentalną. Środki psychodeliczne nie uzależniają w ścisłym tego słowa znaczeniu. Niełatwo odpowiedzieć, czy rzeczywiście otwierają nowe wymiary świadomości, gdyż problem nie leży w samym narkotyku, lecz w świadomości tego, kto go zażywa. Do człowieka należy zawsze to tylko, co sam sobie wypracował. Dlatego na ogół trudno jest przyswoić sobie nową sferę świadomości powstałą w rezultacie zażywania narkotyków i nie zostać przez nią zdominowanym. Im dalej ktoś posuwa się po tej drodze, tym groźniejsze stają się dla niego narkotyki – ale również tym mniej ich potrzebuje. Wszystko, co da się osiągnąć za pomocą narkotyków, można osiągnąć i bez nich – tyle, że w wolniejszym tempie. A pośpiech to prawdziwie niebezpieczny narkotyk!

W kolejnym artykule – rak (guz złośliwy).

Poprzedni odcinek przeczytasz tutaj: https://zgodanatocojest.pl/przez-chorobe-do-samopoznania-cz-18-jakanie-i-wypadki/

Jeżeli uważasz, że zamieszczane przeze mnie treści są ciekawe zostaw proszę komentarz, subskrybuj i poleć znajomym. Będę Ci ogromnie wdzięczna.

Zapraszam na konsultacje indywidualne Kontakt

%d bloggers like this: